Kolejny dzień mija bardzo szybko. Nawet jeśli nie mam na głowie wielkich spraw do załatwienia, to sekundy, minuty, godziny uciekają bezlitośnie, a ja staram się je ciągle - pewnie bezskutecznie - gonić.
Często dopiero pod koniec dnia orientuję się, że byłam w nim nieobecna; wstałam, a jednak jakbym ciągle spała. Długo myślałam, dlaczego tak się dzieje. Czytając dziś "Pieśń nad pieśniami" zrozumiałam, że gdy moje serce przestaje czuwać: nie zostaje uważne na jedyną Obecność, która przynosi radość i napełnia życiem, to ja tylko pozornie jestem obecna. Jeśli przestaję być uważna na niespodzianki, jakie przygotował dla mnie Bóg na dany moment, to przeżywam życie jakoś tak obok siebie samej.
Jak to zmienić? Myślę, że jest pewna droga. A właściwe jedyna Droga. Muszę pamiętać, aby prosić o serce czuwające, serce uważne i słuchające, które będzie ciągle głodne Boga i Jego obecności. Jego obecność jest łaską. On zawsze jest. Jego imię mówi: "Jestem, który jestem". To tylko ja czasem zapominam, że jestem tylko, jeśli pozostaję w Nim.
Aby usłyszeć głos Umiłowanego, trzeba mieć serce nastrojone na dźwięk Jego pukania. Delikatnego, które nie chce nas wystraszyć, ale wytrwałego i skutecznego - i to jak!
Serce czuwające to dar, który prowadzi nas na drogę wdzięczności Bogu, a stąd już bardzo niedaleko do uwielbienia, które napełnia moje serce radością, pokojem i pełnią Życia.
Myślę, że dobry początek do mniej "fejsbuków". Cisza i spokój, tak często zagłuszane, tak często bez potrzeby. Bo człowiek boi się myśleć. I boi się wewnętrznego głosu - czasem pod jego wpływem musiałby coś w swoim życiu zmienić.
OdpowiedzUsuń