Autorka: Agata Karaźniewicz
Chociaż
szczególną fanką C. S. Lewisa nigdy nie byłam, lubię ten cytat: „Nie ma co się
silić na większe uduchowienie od samego Boga. Bóg nigdy nie chciał, żeby
człowiek był stworzeniem czysto duchowym. Dlatego składa w nas nowe życie za
pomocą rzeczy materialnych, jak chleb i wino. Można to uznać za pewną toporność
i brak uduchowienia. Bóg tak nie uważa. Bóg lubi materię. Sam ją wymyślił”.
Pozwala spojrzeć z
dystansu na pewne kwestie jak najbardziej współczesne i bliskie każdej z nas.
Wszyscy pracujemy nad ulepszaniem siebie duchowo. A co z rozwojem fizycznym?
Często się zastanawiamy - czy wystarczająco dużo czasu poświęcam niezajmowaniu
się sobą? Czy wypada się malować? Czy tuszu do rzęs można używać, ale puder i
podkład to już przesada? Czy mogę założyć krótką spódnicę, jeśli należę do
duszpasterstwa (lub innej wspólnoty religijnej)? Jeżeli jesteś tą szczęściarą,
która już wszystkiego jest pewna - daj znać, biały kruku!
Długo zastanawiałam
się, wertując internet wzdłuż i wszerz, co „się powinno”, a co „się nie”.
Podsłuchiwałam rozmowy starszych o kilka lat kobiet. Włos mi się jeżył na
głowie, gdy widziałam słowa: „lepiej, aby kobiecie ramię uschło, niżby miało
być nie okryte”. O nie, nie, nie, nie, ja się tak nie bawię! Spróbowałam
pogadać. Zapytałam więc u źródła - kilku kolegów, jaki strój kobiety ich „rusza”.
Jednomyślnie, a niezależnie - odkryte ramiona ich nie ruszają. Ani, ani trochę.
Cóż, trzeba szukać dalej.
Nadal się zastanawiam,
czy wszystkie zakazy uważane za normy są adekwatne. Póki co doszłam do wniosku,
że całość sprowadza się do słowa: skromnie. No dobra, czyli jak? Po dłuższych
poszukiwaniach (niestety, ale znowu z pomocą przyszedł wujek Google),
medytacjach i łaskawej pomocy Ducha stwierdziłam, że skromna nie oznacza wcale
beztroska w kwestii wyglądu. Niemal rok później przyszła kolejna myśl – „nie
zaniedbana” i „zadbana”, jeśli dotyczy naszego wyglądu, też nie zawsze oznacza
to samo. Bo dba się z miłości, a nie zaniedbuje się z obowiązku.
Temat mnie tak
zaciekawił, że swoje drobne śledztwo przemieniłam w ramowy plan mini-warsztatów
dla kobiet. O wyglądzie. I o tym, że nie ma co się wstydzić swojej urody. Bo
jesteśmy dziełem Boga, każdy z nas jest małym Bożym arcydziełkiem. Oczywiście,
dużo też w nas biologii - mamy cechy odziedziczone po rodzicach, dziadkach,
innych odnogach rodziny, a może nawet są tak stare, że nikt w rodzinie ich nie
pamięta (i dlatego wyglądamy trochę inaczej niż reszta naszej familii). Pewnie,
jest tu biologia. Ale sposób, w jaki zostały dobrane cechy Twojego wyglądu -
biologia określa przypadkiem. Ja określam to Bożym planem. (Ktoś mądry - a może
zdarzyło mu się to tylko raz w życiu, jedno mądre zdanie, nie pamiętam - ktoś
mądry mi kiedyś powiedział, że przypadek to jest to, co przypada od Pana Boga).
Zatem Twój wygląd, jak i wygląd każdej osoby, którą znasz jest Bożym planem. A
Jemu raczej nie zdarzają się pomyłki, prawda?
Dziewczyno! Dbaj o
siebie! Jeżeli nawet nie lubisz swojego ciała, to spójrz na nie jak na Boży
dar. Tylko nie pogrążaj mi się w smutku, że taki piękny ten Boży dar, a Ty
zrobiłaś z nim coś niewłaściwego (np. jesteś bardziej lub mniej szczęśliwą
posiadaczką fałdki nad paskiem lub innego przymiotu, który współcześnie uważa
się za defekt). Nie, nie chodzi o zamartwianie się własnym wyglądem. Chodzi o
racjonalne spojrzenie. Jeżeli trudno Ci spojrzeć na siebie obiektywnie (a nawet
jeśli nie masz z tym trudności), polecam - rozmowy z bliskimi osobami
(kilkoma). Odradzam - rozmowy z mamą/babcią ;)
Stwierdzisz, że jednak
warto „coś” zrobić? Że trochę słabo dbasz o to Boże dzieło, którym jest Twoje
ciało? Dobrze, ale najpierw przemyśl sobie, dlaczego chcesz to zrobić. Jeśli
tylko po to, żeby komuś dopiec, żeby komuś pokazać na co Cię stać albo po
prostu chcesz pójść za modą - to daj sobie spokój. Warto być piękną dla
większej chwały Bożej. Z doświadczenia Ci powiem, że kiedy ma się już dość i
jesteś na skraju rzucenia wszystkiego w cho…lewkę, to tylko dobry pretekst, od
którego zaczęłyśmy nasze zmiany, pozwoli nam wytrwać.
Wygodnie jest dreptać w
miejscu, ale co nam z tego, jeżeli świat biegnie do przodu? Czy naprawdę
chcemy, żeby wierzące kobiety były kojarzone z zaniedbaną dziewczyną, w powłóczystej
spódnicy i rozdeptanych butach, z przetłuszczonym warkoczem? Piękne Wy moje,
nie o to chodzi. „Skromna” nie oznacza „bez troski o wygląd”. Nie chodzi też o
to, aby każda z nas była niczym supermodelka. Co nie znaczy, że supermodelki
nie mogą być „spoko” - znam jedną, ma bardzo ładne długie włosy. Poza Pekinem
czy innym Nowym Jorkiem jest naprawdę zwykłą, trochę wysoką dziewczyną, z psem
i chłopakiem. Ciężko pracuje w modelingu., całymi miesiącami potrafi jej nie
być w domu. Jak się bliżej przyjrzeć temu biznesowi, to przestaje szokować,
dlaczego tyle zarabiają.
Wracając do meritum -
zastanów się, czy gdyby wszyscy wyglądali tak, jakby sobie wymarzyli, czy świat
byłby przez to piękniejszy? Czy może byłby trochę… nudny? Wyobraźmy sobie, że
wszyscy poczują się kochani i warci dbania o siebie. Wiesz, dlaczego płatki
śniegu są piękne? A jesienne liście? Zmarszczki na wodzie i chmury? Chyba już
wiesz.
Nie ma dwóch takich
samych.
Jesteś wyjątkowo udanym
Bożym dziełem. Twoje ciało nieustannie się zmienia, aż pewnego dnia całkiem
zniknie. Do tego czasu jest pod Twoją opieką. Dbaj o nie, dbaj z miłości do
Bożych darów. I pozwól sobie być piękną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz