środa, 4 stycznia 2017

Bóg lubi materię

Autorka: Agata Karaźniewicz

Chociaż szczególną fanką C. S. Lewisa nigdy nie byłam, lubię ten cytat: „Nie ma co się silić na większe uduchowienie od samego Boga. Bóg nigdy nie chciał, żeby człowiek był stworzeniem czysto duchowym. Dlatego składa w nas nowe życie za pomocą rzeczy materialnych, jak chleb i wino. Można to uznać za pewną toporność i brak uduchowienia. Bóg tak nie uważa. Bóg lubi materię. Sam ją wymyślił”.

Pozwala spojrzeć z dystansu na pewne kwestie jak najbardziej współczesne i bliskie każdej z nas. Wszyscy pracujemy nad ulepszaniem siebie duchowo. A co z rozwojem fizycznym? Często się zastanawiamy - czy wystarczająco dużo czasu poświęcam niezajmowaniu się sobą? Czy wypada się malować? Czy tuszu do rzęs można używać, ale puder i podkład to już przesada? Czy mogę założyć krótką spódnicę, jeśli należę do duszpasterstwa (lub innej wspólnoty religijnej)? Jeżeli jesteś tą szczęściarą, która już wszystkiego jest pewna - daj znać, biały kruku!

Długo zastanawiałam się, wertując internet wzdłuż i wszerz, co „się powinno”, a co „się nie”. Podsłuchiwałam rozmowy starszych o kilka lat kobiet. Włos mi się jeżył na głowie, gdy widziałam słowa: „lepiej, aby kobiecie ramię uschło, niżby miało być nie okryte”. O nie, nie, nie, nie, ja się tak nie bawię! Spróbowałam pogadać. Zapytałam więc u źródła - kilku kolegów, jaki strój kobiety ich „rusza”. Jednomyślnie, a niezależnie - odkryte ramiona ich nie ruszają. Ani, ani trochę. Cóż, trzeba szukać dalej.

Nadal się zastanawiam, czy wszystkie zakazy uważane za normy są adekwatne. Póki co doszłam do wniosku, że całość sprowadza się do słowa: skromnie. No dobra, czyli jak? Po dłuższych poszukiwaniach (niestety, ale znowu z pomocą przyszedł wujek Google), medytacjach i łaskawej pomocy Ducha stwierdziłam, że skromna nie oznacza wcale beztroska w kwestii wyglądu. Niemal rok później przyszła kolejna myśl – „nie zaniedbana” i „zadbana”, jeśli dotyczy naszego wyglądu, też nie zawsze oznacza to samo. Bo dba się z miłości, a nie zaniedbuje się z obowiązku.

Temat mnie tak zaciekawił, że swoje drobne śledztwo przemieniłam w ramowy plan mini-warsztatów dla kobiet. O wyglądzie. I o tym, że nie ma co się wstydzić swojej urody. Bo jesteśmy dziełem Boga, każdy z nas jest małym Bożym arcydziełkiem. Oczywiście, dużo też w nas biologii - mamy cechy odziedziczone po rodzicach, dziadkach, innych odnogach rodziny, a może nawet są tak stare, że nikt w rodzinie ich nie pamięta (i dlatego wyglądamy trochę inaczej niż reszta naszej familii). Pewnie, jest tu biologia. Ale sposób, w jaki zostały dobrane cechy Twojego wyglądu - biologia określa przypadkiem. Ja określam to Bożym planem. (Ktoś mądry - a może zdarzyło mu się to tylko raz w życiu, jedno mądre zdanie, nie pamiętam - ktoś mądry mi kiedyś powiedział, że przypadek to jest to, co przypada od Pana Boga). Zatem Twój wygląd, jak i wygląd każdej osoby, którą znasz jest Bożym planem. A Jemu raczej nie zdarzają się pomyłki, prawda?

Dziewczyno! Dbaj o siebie! Jeżeli nawet nie lubisz swojego ciała, to spójrz na nie jak na Boży dar. Tylko nie pogrążaj mi się w smutku, że taki piękny ten Boży dar, a Ty zrobiłaś z nim coś niewłaściwego (np. jesteś bardziej lub mniej szczęśliwą posiadaczką fałdki nad paskiem lub innego przymiotu, który współcześnie uważa się za defekt). Nie, nie chodzi o zamartwianie się własnym wyglądem. Chodzi o racjonalne spojrzenie. Jeżeli trudno Ci spojrzeć na siebie obiektywnie (a nawet jeśli nie masz z tym trudności), polecam - rozmowy z bliskimi osobami (kilkoma). Odradzam - rozmowy z mamą/babcią ;)

Stwierdzisz, że jednak warto „coś” zrobić? Że trochę słabo dbasz o to Boże dzieło, którym jest Twoje ciało? Dobrze, ale najpierw przemyśl sobie, dlaczego chcesz to zrobić. Jeśli tylko po to, żeby komuś dopiec, żeby komuś pokazać na co Cię stać albo po prostu chcesz pójść za modą - to daj sobie spokój. Warto być piękną dla większej chwały Bożej. Z doświadczenia Ci powiem, że kiedy ma się już dość i jesteś na skraju rzucenia wszystkiego w cho…lewkę, to tylko dobry pretekst, od którego zaczęłyśmy nasze zmiany, pozwoli nam wytrwać.

Wygodnie jest dreptać w miejscu, ale co nam z tego, jeżeli świat biegnie do przodu? Czy naprawdę chcemy, żeby wierzące kobiety były kojarzone z zaniedbaną dziewczyną, w powłóczystej spódnicy i rozdeptanych butach, z przetłuszczonym warkoczem? Piękne Wy moje, nie o to chodzi. „Skromna” nie oznacza „bez troski o wygląd”. Nie chodzi też o to, aby każda z nas była niczym supermodelka. Co nie znaczy, że supermodelki nie mogą być „spoko” - znam jedną, ma bardzo ładne długie włosy. Poza Pekinem czy innym Nowym Jorkiem jest naprawdę zwykłą, trochę wysoką dziewczyną, z psem i chłopakiem. Ciężko pracuje w modelingu., całymi miesiącami potrafi jej nie być w domu. Jak się bliżej przyjrzeć temu biznesowi, to przestaje szokować, dlaczego tyle zarabiają.

Wracając do meritum - zastanów się, czy gdyby wszyscy wyglądali tak, jakby sobie wymarzyli, czy świat byłby przez to piękniejszy? Czy może byłby trochę… nudny? Wyobraźmy sobie, że wszyscy poczują się kochani i warci dbania o siebie. Wiesz, dlaczego płatki śniegu są piękne? A jesienne liście? Zmarszczki na wodzie i chmury? Chyba już wiesz.

Nie ma dwóch takich samych.


Jesteś wyjątkowo udanym Bożym dziełem. Twoje ciało nieustannie się zmienia, aż pewnego dnia całkiem zniknie. Do tego czasu jest pod Twoją opieką. Dbaj o nie, dbaj z miłości do Bożych darów. I pozwól sobie być piękną.